Forum poświęcone mojemu blogowi.

www.hery-bloog-fantasy.bloog.pl

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

#1 2009-05-16 17:54:32

Hera

Pani nocy.

7049637
Call me!
Skąd: Fairbreeze
Zarejestrowany: 2009-05-16
Posty: 19
Punktów :   
WWW

"Ostrza zdrady": Rozdział I.

Wspaniały pałac wznoszący się na specjalne życzenie lorda Faryssa, cudownego ojca, to ogromna szansa na nowe życie dla Veressy i jej siostry, Sylvanas.
Gdy były małe, ich matkę porwał okrutny człowiek, bił ją i torturował. Zginęła w strasznych męczarniach, gdy miała zaledwie trzydzieści cztery lata. Jej córki strasznie przeżyły jej śmierć... Niestety, nigdy nie dowiedziały się w jaki sposób zginęła. Ich ojciec, wcześniej szorstki i okrutny, teraz kochający, czuły i ciepły nigdy nie pozwoli, by jego córkom stała się jakakolwiek krzywda.
A tym bardziej, że dzieci nie pojmują rzeczy takich jak ta, która przytrafiła się ich matce, nie mógł im powiedzieć. Nawet dla jego samego była ona przerażająca i straszna...
Kilka lat później... Pałac został wybudowany już rok temu. Przez ten czas Veressa, Sylvanas i ich ojciec wprowadzali nowe zwyczaje i zdążyli zadomowić się w zamku.
Veressa i Sylvanas dorastają. Mają po szesnaście lat. Stają się kobietami, rozumieją coraz więcej.
Pewnego dnia Ver, przy porządkowaniu strychu, natknęła się na ogromne pudło, leżące na najwyższej półce w starym regale. Jej bujne, blond włosy sięgały jej do pasa, gdy stała. Często, gdy miała je rozpuszczone, jak teraz, przysłaniały jej twarz i musiała je odgarniać, by cokolwiek zobaczyć. Jej oczy, barwy niespotykanie podchodzącej pod czerwień miały w sobie dziwne, ukryte piękno. Veressa miała na sobie granatową, zwiewną suknię za kostki, a na plecach zarzuconą miała prześliczną szatę od swojej ciotki, zdobioną złotą nitką z naszytymi jej inicjałami. Ver była odważną dziewczyną, która oddałaby życie, by tylko chronić swoją rodzinę. Przynajmniej wcześniej... 
Kłódka, na którą owa skrzynia była zamknięta była przymocowana bardzo solidnie. Lecz to nie przeszkodziło Veressie w jej otwarciu, ponieważ ciekawość była jedną z głównych cech tej oto bohaterki. Na półce, na której znalazła pudło leżał piękny, złoty, choć trochę zakurzony klucz. Wzięła go i otworzyła skrzynię. W niej znalazła coś, czego znaleźć nigdy nie powinna... Przeróżne listy, których adresaci byli znani w jej rodzinie jako przeklęci. Stare talizmany, pierścienie czy inne rzeczy o wysokiej watrości. Ale Veressę najbardziej zaciekawiła jedna rzecz... pamiętnik jej matki. W nim opisywała całe swoje życie, od piętnastych urodzin, dzień po dniu, aż do śmierci. Był tak gruby, że czytanie go zajęło by jej co najmniej tydzień, nawet, gdyby robiła to bez przerwy. Otworzyła go na ostatniej stronie. Jej matka opisywała tortury, jakie przeżywała, gdy czarnoksiężnik Vargen, wcześniej wspomniany okrutny człowiek, był tylko w stanie jej zapewnić. Kilka stron wcześniej napisała kiedy ją porwał. Dokładnie siódmego lipca 1923 roku, nad ranem, do zamku za miastem Ollyn. Pytała się go wiele razy, dlaczego ona padła jego ofiarą, lecz nigdy nie uzyskiwała odpowiedzi. Za każde niepotrzebnie wypowiedziane słowo mogła się spodziewać dodatkowych męczarni. Veressa była w takim szoku, gdy czytała owy pamiętnik, że nie zauważyła swojej siostry wchodzącej na strych. Była bardzo wysoka i wyjatkowo szczupła. Miała długie, lśniące, sięgające do pasa włosy, o delikatnym odcieniu płomiennego rudego z prześwitującym pszenicznym blaskiem. Wspaniale współgrały z zielonymi oczami, które miały w sobie jakiś niezwykły, magiczny wręcz błysk. Jej twarz miała bardzo delikatne, a zarazem wyraziste rysy. Całości dopełniały kształtne, krwistoczerwone usta. Ubrana była w długą, czarną suknię z przepięknymi falbankami i różnorakimi zdobieniami. Jej barwa wywoływała przedziwne uczucia. Budziła w sercu jakiś szczególny niepokój, a zarazem zachwyt, gdyż była naprawdę piękna. Gdzieniegdzie pojawiała się trawiasto zielona nitka, której odcień idealnie pasował do wyżej opisanych oczu i pierscienia, który Sylvanas zawsze miała na palcu. Była to jedna z nielicznych pamiątek, jakie dziewczynie zostały po matce. Dostała go od niej w prezencie, podobniez resztą jak Veressa, ale ta niestety zgubiła go jeszcze za zycia matki. Istnieje nawet teoria, że został skradziony, ale narazie nie ma na to żadnych dowodów. Pierścionek był złoty i bardzo zgrabny. Cienka obrączka ze sporym oczkiem o szmaragdowej barwie, pod swiatłem połyskującym różnymi kolorami. Miała również wielkie, także wysadzane szmaragdem kolczyki i drobniutki naszyjnik. Cała ta biżuteria jednak, poza pierscionkiem była srebrna, bowiem Sylvanas preferowała ten właśnie metal i choć pierścionek zawsze bardzo jej się podobał, przed śmiercią matki, nie nosiła go, gdyż nigdy jej nie pasował. Na nogach, zaś miała piękne pantofelki z czarnego, pół przezroczystego, połyskliwego szkła, które z kolei były bardzo ważną i bardzo starą pamiątką rodzinną, ciężko stwierdzić z jakiego okresu. Trudno było się jej oprzeć, lecz miała dopiero szesnaście lat. Nie była gotowa na prawdziwy, poważny związek. Często walczyła o swoją cnotę, gdy nikczemni, obdarci z godności mężczyźni czychali na nią, lecz zawsze wygrywała. Nauczyła się samoobrony od swojej ciotki.
Sylvanas podchodząc do siostry spytała się, czy ta skończyła już sprzątać. Nie uzyskała odpowiedzi, co ją zdenerwowało. Podeszła bliżej Ver i wyrwała jej książkę z rąk... Na co jej siostra, cała we łzach, powiedziała:
-Sylvanas... Przeczytaj chociaż fragment... - Prosiła rozpaczliwie, jednocześnie szperając w starych listach. Sylv otworzyła na którejś z ostatnich stron i poczęła czytać. Gdy skończyła stronę usiadła na fotelu, stojącym obok niej. Szok jakiego doznała był niewyobrażalny. Pamiętnik wypadł jej z rąk i upadł na starą, drewnianą podłogę. Veressa przeczytała fragment listu na głos... Obie poczuły zimno i dreszcz przechodzący im po plecach, gdyż okazało się, iż Ver wypowiedziała jakieś zaklęcie. Sylvanas natychmiast wstała i uklęknęła obok swojej siostry przed skrzynią. Wyjęła jeden z talizmanów i przyłożyła go do koperty. Zdziwiona powiedziała:
-Na talizmanie są takie same znaki jak na pieczęci z koperty... - Zauważyła. Jej siostra spojrzała na nią i powiedziała ironicznie:
-Co może mieć wspólnego talizman z pieczęcią?... 
-Uwierz mi... Dużo. Po tym, czego się przed chwilą dowiedziałam, wszystko uznaję za możliwe... - Po tych słowach znów poczuły dreszcz i zimno. Sylv schowała talizman do kieszeni. Veressa wzięła jeden z pierścieni i założyła na serdeczny palec u prawej ręki. Zapadł zmrok... Dziewczyny gwałtownie uniosły wzrok i skierowały go w stronę drzwi. Ich ojciec niespodziewanie wszedł na strych. Obydwie wstały i złapały sztylety leżące u ich stóp. Nie zwracały uwagi na to, iż jeszcze sekunde temu noży tam nie było. Nie zwracały uwagi na to, iż obydwie się nie kontrolują. Złapały za trzonki sztyletów i ruszyły gwałtownie w stronę ich ojca. On, zdezoientowany, zrobił krok do przodu i począł mówić coś do swych córek, lecz na próżno. Dwa ciosy w brzuch i jeszcze jeden w sam środek serca.
Upadł, nigdy już nie będzie w stanie się podnieść. Zabity z rąk swych córek, opętanych przez Vargena, właściciela skrzyni, czarnoksięznika.
Służba, słysząc krzyki, wbiegła na strych. Zobaczyła tylko krew, zwłoki lorda Faryssa i jego "ukochane" córki.
One nie rzuciły się do ucieczki. One zapragnęły krwi... Walki... W nienawiści, a jednocześnie w strachu przed, nawet samym sobą... Kolejne martwe ciała ścielą się na drewnianej podłodze. Krew spływa ze strychu na niższe piętro... A siostry zapragnęły zemsty. Wyruszyły z zamiarem zabicia czarnoksiężnika, by pomścić swą ukochaną matkę. Lecz, gdy wychodziły z zamku, ludzie z okolicznych domów napadli na nie. Przeklęli je i nazwali córkami szatana. One, nie mogąc znieść dłuższych obelg, wskoczyły na konie i rzuciły się do ucieczki na skraj miasta, do pałacu złego czarnoksiężnika. Lecz tam... On przewidział ich przybycie. On zrobi to samo z nimi, co z ich matką. Tyle, że trochę w inny sposób...
Veressa i Sylvanas wbiegają do zamku Shal'ah. Ujrzały czarnoksiężnika... I dzierżąc w dłoniach sztylety, zakrwawione i lśniące, szybkim krokiem zbliżały się do swego celu. Jeszcze jedno porozumiewawcze spojrzenie... Zwycięstwo było blisko. Lecz nie przewidziały jednego...
Czarnoksiężnik począł już wcześniej wymawiać jakieś zaklęcie. Gdy dziewczyny były dość blisko, a zaklęcie było gotowe rzucił je...
One, w rozpaczliwym krzyku i bólu upadły na ziemię. Ich cera stawała się coraz jaśniejsza, aż a końcu zbladła tak, iż była prawie biała. Ich oczy dostały dziwnego, aczkolwiek niezwykłego blasku... I wyrosły im dwa kły... Które mialy służyć jako broń, do zabijania swoich ofiar, ludzi... Miały żywić się głównie krwią, a wystrzegać się miały krzyży, słońca i czosnku, gdyż te mogłyby je zabić.
-Przeklęte... - mówił Czarnoksiężnik, znikając powoli w ciemnościach lasu nieopodal zamku. - Żyć będziecie wiecznie, lecz w męczarniach... Miłego żywota... Mhahaha... - Cichy głos, zdaje się już prawie nie możliwy do usłyszenia rozległ się po komnacie. Veressa wstała i spojrzała na swoją siostrę. Krzyknęła, odskoczyła na bok... 
-Sylvanas...!? Co Ci sie stało?! Dlaczego jestes taka blada?!
-Chyba nam się nie udało... A dlaczego Ty... Masz... Kły? - mówiąc to Sylv miała w głosie strach. Ver zbliżając swoją dłoń do ust zauważyła bladość taką samą jak u jej siostry...
Zdziwiła się, ale bardziej zaskoczył ją fakt, iż czarnoksiężnik rozpłynął się, jakby w powietrzu. I to, że odkryła, iż są... wampirami.
Przeklęte...


"(...) Lecz jeśli jedno z nas musi odejść pierwsze, to modle się o to, żebym to była ja, gdyż on jest silny, a ja słaba. Nie jestem mu aż tak niezbędna jak on mnie. Życie bez niego nie byłoby już życiem; jakże bym je zniosła?"
http://img165.imageshack.us/img165/5594/p424jc1.jpg

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.pracawniemczech.pun.pl www.krins.pun.pl www.rolnictwo2009.pun.pl www.heavenarmy.pun.pl www.sr.pun.pl